Nadszedł ten czas, czas no właśnie jaki w sumie sam nie wiem…
Koniec maja to moje urodziny jak mi je wpoili do głowy, nauczyli obchodzić je głośno i w lokalach, ja od dłuższego czasu stałem się przeciwnikiem takiego obchodzenia urodzin, teraz nawet gdy pizneła mi równa cyfra 40 to pojechałem w góry…
Tak więc pakuje się w autko i śmigam w góry, ale nie byle jakie góry bo kolejny raz i mam nadzieje, że nie ostatni w Ujsoły i w magiczne miejsce znajomych Asi i Krzycha, startuję w czwartek po południu…
jadę sam, bo córa jak to młodzi nie mają ochoty na takie miejsca, żona praca, przyjedzie ale w sobotę…
trasa miła i spokojna, podjazd na miejsce również ajajajajaj 🙂
bez takiej foty nie mogło się obyć w tym miejscu :), nie mogło
klimat tu panujący jest nie do opisania, od razu człowiek szczęśliwszy, niby sam, ale wiem, że tyko dziś, bo jutro wpada kolega Jasiek w weekend żona i reszta ekipy wraz z gospodarzami domku, tym razem jako goście heh, ale to dziwne 🙂
tydzień wcześniej swoje urodziny też okrągłe spędzał kolega Majit z ekipa Diablo Bike Team, pozdro dla WAS
jestem na miejscu ogarniam się i szykuję na odpoczynek 🙂
tak zleciał, minął pierwszy dzień, a w zasadzie przyjazd w magiczne miejsce jutro jeszcze sam, ale pod wieczór odbiór Jaska z stacji w Rajczy
Tym sposobem dzionek zakończony jeszcze nagranie timelapsu i to na tyle 🙂
Nastał drugi, kolejny dzionek, dzionek bez planu, ale szybka decyzja i spontaniczny plan wyjścia w góry, trochę pochodzić, pogoda MEGA dopisuje jest słonecznie i lekko wietrznie BAJKA, tak więc pobudka dość wcześnie bo koło szóstej i poranne obowiązki do tego świeżo wyciśnięty soczek z warzyw, konsumpcja tylko tego i lecimy, do plecaka oczywiście kolejna porcja warzyw i owoców, heh
lecimyyyyy
kierunek Muncuł docieram po około godzinie wspinania się, oj kondycja kiepska, kiepska 🙂
widoczki na hali piękne…
dalej kierunek Rycerzowa…przez Kotarz na dół i do góry heh, a jak by inaczej 😉
z Rycerzowej maszeruje jeszcze na Wielką Rycerzową w kierunku granicy Polsko Słowackiej tam pasek granicznym, żółtym szlakiem znowu do Rycerzowej :), wiedziałem, że tam wyjdę, ale miałem chęć na taka pętle wykorzystując na maksa pogoda i czas jaki mam
z Rycerzowej marsz w kierunku Młodej Hory, później zorientowałem się, że jestem, dotarłem na druga stronę Moncuła gdzie maszerowałem z początku trasy
piękne tereny, piękna pogoda, widoku MEGA, schodzimy na dół, ale widząc Muncuł i mając świadomość, że muszę go pokonać to hmmm myśli były różne heh 🙂
wioska, miasteczko zostawiam i wbijam znowu pod górę na Muncuł 🙂
pod tą górkę straciłem majtole z dupska heh
a na szczycie, nie jeszcze pod szczytem Muncuła widok kolejny na Młoda Horę gdzie byłem
i pokonany dystans do tej pory jak pisałem wcześniej
będąc już na szczycie postanawiam nie iść właśnie szczytem tylko halą gdzie zatrzymuje się na chwilę w domku
do domku znajomych docieram przed godziną 16-tą i dystansem w nogach, który mnie lekko zbił z nóg 🙂
ogarniam się zbieram siły i jadę po Jaśka do Rajczy
ta radość Jaska to nie wiem czy na mój widok czy gór hehehehehhe, zabieram gościa i powrót na Szczytkówkę, gdzie spędzamy czas przy kominku i browarku
Dzionek trzeci rozpoczynam wysokimi lotami nad Szczytkówką 😉
Jest Jasiek i jak to on zwykle robi to testy sprzętu i szpeju no i tym razem nie mogło być inaczej wymyślił sobie torbę do noszenia drewna, w sumie to niezły patent za prawie free, wymyślił a i nagroda zacna leżaczek na Szczytkówce 🙂
Jasiek dycha, a ja przy śniadanku tez z widoczkiem
tak sobie siedzimy i gawędzimy w oczekiwaniu na resztę ekipy która przyjeżdża po 13-tej, jadę po nich na dół…
pod wieczór zasiadamy do nieco innych rzeczy 🙂
ognisko też było oczywiście, ale nie do końca bo dość intensywny deszcz nas wygonił, byliśmy twardzi, ale przegraliśmy 🙂
na koniec dnia piesek Molly padł jak kłoda po tym jak się wybiegał skubaniec mały 🙂
posiedzenie trwało dość długo 🙂
dzień kolejny czwarty już rozpoczynam kolejnym timelapsem płynących chmur i widokiem na góry
koło południa wpada jeszcze mój kuzyn z żoną i dzieciakiem, parking u Krzycha powoli się zapełnia 🙂
dzionek fajni i przyjemnie mija mimo tego, iż pogoda płata figle, ale jeśli chodzi o mnie to nie przeszkadza mi to, nawet sprzyja bo sporo nabiegałem się za psiakiem boso 🙂
nie mogło tez zabraknąć wspólnej fotki na tle słynnej choinki 🙂
nie zabrakło też tortu heh, żonka moja to ma talenty – dziękuję CI
i na tym niestety kończymy żona i reszta ekipy uciekają do domku, Krzysiek z Asią wieczorem, a ja zostaję na dłużej co najmniej do środy, a możliwe że i dłużej, do jutra zostaje też Jasiek, gdzie na dzień jutrzejszy mamy jakieś wspólne plany…
Dziękuję wszystkim za obecność, a w szczególności żonie no i Molly heh, ale się wkurzy jak to przeczyta 🙂
dzionek piąty, ale ten czas leci wrrr, jedziemy do Rajczy i tam szlakiem w górę do domku, gdzie Jasiek spędzał już kilka razy czas, dzięki stary za pokazanie miejscówki, i musze przyznać rację że trzeba jej strzec bo jest czego, tak wypasionego domku nie widziałem jeszcze
godzina marszu z Rajczy i jesteśmy na miejscu gdzie spędzamy jakiś czas…polatałem też trochę dronem bo pogoda sprzyja, popstrykałem fotki domeczku bo jak wspomniałem jest na wypasie sami zobaczcie co jest w środku, w nim niczego nie brakuje, do tego pobliskie źródło wody załatwia sprawę już na całego
czas spędzony w takim oto klimacie 🙂
na koniec wpis do zeszytu jaki znajduje się w domku, a co 🙂
było miło, ale się skończyło, zejście na dół w Rajczę i tam pożegnanie Jaśka wraca pociągiem do domku, a ja na górę i znowu sam, czas spędzam wieczorny przy kominku i przy właśnie pisaniu tej relacji, która czytacie
pięknie spędzony kolejny dzionek, dzięki Jasiek za obecność i towarzystwo DZIĘKI i do następnego spotkania, wypadu, który już niebawem 🙂
kolejny dzionek już szósty rozpoczynam samotnie 🙂 przy świeżym soczku i koktajlu
potem trochę roboty koło domku, mam nadzieję, że gospodarze nie będą źli :), ale musiałem trochę ogarnąć to i owo 🙂
robotka oczywiście w MEGA klimacie i przy towarzystwie Kozelka 🙂
w godzinach popołudniowych po robocie i relaksiku wybrałem się szlakiem zielonym do centrum Ujsoł
po zejściu które trwało około 40 minut na dole wstąpiłem do baru na piweczko czego nie żałuję bo spoko rozmowa się nawiązała z mieszkańcami 🙂
ja jak to ja w zapasie często mam swój bimberek, który i tym razem miałem podczas piwkowania jakoś się na ten temat rozmawiało i poczęstowało innych, ale musiałem się później ewakuować, bo długo bym nie wytrzymał lub nie podołał bym na Szczytkówkę pod tą górkę :), drogą powrotną wybrałem nie zielonym szlakiem, nie droga jak się autem wspinam tylko zupełnie inną gdzieś tam zobaczyłem jakieś ślady i spojrzałem na mapkę i prowadziła mniej więcej na Szczytkówkę no to ją wybrałem, poniżej jeszcze fotki z dołu, dalej z trasy…
podejście dość mocne trochę mnie zmęczyło ono lub to zmęczenie z dołu wychodzi 😉
na miejscówkę znajomych wpadam po 17-tej, ogarniam się coś konsumuje piszę na szybką ta relację co czytacie i pakuję się na domek na hali pod Munosłem bo tam dziś będę spał, reszta jutro narka 🙂
jest wieczór przed 20-tą startuję na spokojnie do chatki…bez maty tylko śpiwór w plecaku jakiś batonik i coś na śniadanie, a no i zapomniał bym piweczko, aby go tam wypić w tych warunkach 🙂
pogoda bajeczna, zachodzik też, ale tylko z drugiej strony górki, po drodze znowu piękne widoczki i odsłonięte Tatry, na miejscu kilka fotek w tamtejszym klimacie i lekkie loty dronem…
loty te tylko w celu zarejestrowania zachodzącego słońca, którego z pozycji chatki nie było możliwości zobaczyć, za to będzie jutro o poranku piękny wschodzik 😉
magiczne miejsce, nocka udana, ciepła heh bo w śpiworze, chatka pusta, ale nie do końca bo myszka jej domownik kilka razy dobierała się do mojego śniadania, ale nic nie wskórała oprócz obudzenia mnie ;), wschodzik piękny lecz 20 minut mogłem wstać wcześniej i był bym już całkowicie spełniony…
miałem tez gości od rana którzy paśli się na łączce 😉
na koniec jeszcze dron w przestworza i to na tyle, schodzimy przed godziną 7-mą do domku znajomych…
po przybyciu do niego standardowo od dwóch miesięcy świeżo wyciśnięty soczek z selera naciowego…
ta relacja, a w zasadzie jej aktualizacja powstała właśnie przy jego piciu :), w nieziemskich warunkach, reszta dnia to odpoczynek nic nie planuję, dopiero jutro możliwe że gdzieś się udam na jakiś szczyt, ale zobaczymy…
kolejny dzionek już przed ostatni rozpoczynam napojem w MEGA kubeczku który dostałem na urodziny od gospodarzy taki se mały półlitrowy kubeczek 🙂
później siadam do auta i podjeżdżam do Soblówki i tam na „szlak”, szlak poza szlakiem heh, ale wybrałem to celowo bo jako, że dziś święto jakieś tam kościele i rozpoczął się długi weekend to ludzi w cholerę na popularnych szlakach, a ja nie idę tam gdzie większość heh, początkowa droga fajna asfaltowa i miło się idzie, nawet przyłapałem na niej bzykające się robaczki 😉
po drodze mijałem sporo sprzętu do wyrębu drewna, naprawdę sporo
okazało się, że idę trasą wyrębu na szczęście kilka dni grzało i błota nie było za dużo, dało się przejść, ale podczas deszczu to trasa nie do przejścia no chyba że no czworakach, ale w tedy ładnie bym wyglądał 😉 to jedno ze zdjęć, ale uwierzcie mi ono nie oddaje tego jak tam było, później taka droga nawet się skończyła i nabrałem lekko strachu bo nie było żadnej alternatywy tylko las, tak więc orientacja góra i pomoc mapy, aby dotrzeć do pasa granicznego Słowacji i Polski no i udało się
jak już się na nim znalazłem to poczułem się nie zagubiony heh, dalej nabrałem kierunek Rezerwatu Oszast, gdzie wg informacji na tablicy rozpoczyna się źródło wody która dopływa do Morza Bałtyckiego i Morza Czarnego, może to i prawda ;), albo kolejna ściema heh, miałem do wyboru dwie trasy obejść rezerwat bokiem lub przejść przez niego lekko widoczną ścieżką, wybrałem właśnie tą opcję czego nie żałuję, ale lekko nie było
spotkałem nawet robaczka bardzo śmiertelnego jak w mediach ostatnio można poczytać nigdy o nim nie pisali, a teraz jak ludzie po lasach chodzą to przeklęte media znowu robią propagandę…
trasa naprawdę piękna, może widokowa nie byłą, ale przyrodniczo super no i co dla mnie najważniejsze to podczas wędrówki 17 kilometrowej spotkałem może z ośmiu turystów takich jak ja to było PIĘKNE, dlatego lubię inne szlaki nie tylko te znane, jak już znalazłem się poza rezerwatem to ukazał się fajowy widok na Słowację na górę, nie pamiętam nazwy ale zapamiętałem jej wysokość to 1602 m.n.p.m.
widziana też było ostatnio z bacówki gdzie spałem, robi wrażenie jeśli chodzi o mnie
spacer szlakiem granicznym fajny, ale musiałem odbić z niego i wrócić do auta znowu poza nim, co było hard korowe niezłe znowu trasa wyrębowa, woda, mocne zejścia no kurde SZOK, ale i tak pięknie było 😉
wcześniej jednak oznaczenie szlaku i tablice informacyjne…
po zejściu już z „szlaku” na drogę asfaltową gdzieś od postoju auta jakieś 3 km wskoczyłem na godzinkę do hamaku na zboczu, dalej samotnie bez żadnych, absolutnie żadnych turystów bajnuniaaaa
w czasie leżakowania na hamaku Flyhamak w których się zakochałem otrzymałem maila właśnie od nich, że moje zamówienie zostało zrealizowane i jutro będzie wysłane, no lepszej wiadomości o tej porze nie mogłem dostać, już nie mogę się doczekać nowego sprzętu :), po zejściu do Soblówki próbowałem znaleźć bacówkę gdzie bym zakupił oscypka bo mega smaka dostałem, lecz niestety zamknięte ;(
w tym czasie na miejscówkę przyjechał Krzysiek i już samotność w domku dobiegła końca 😉 jedynie co miałem wcześniej to takich oto gości 😉
jako, że Krzychu wpadł to ognisko obowiązkowe, a w zasadzie fojera jak byk – MEGA ognisko, posiedzieliśmy do późnej nocy bo klimat i pogoda sprzyjała bardzo
kolejny już dziewiąty i ostatni dzionek spędzam poranek tak
to ostatnie chwile w tym miejscu, cała reszta jeszcze śpi, a ja korzystam z uroków tego MAGICZNEGO miejsca
No też bardzo dzięki za pobyt. Było super👍👍😊