To nie było w planie, już ponad pół roku wcześniej DBT planowało wyjazd walentynkowy do Asi w Góry, ja od samego początku byłem na nie, tak po prostu i tyle, ale dzień przed wyjazdem żoneczka mi mówi, że chciała by się na sankach wyszaleć, również mówię że nie jadę tam, poszła do pracy ja też, ale w drodze do niej zadzwoniłem do Asi czy da radę no i jak mogłem się spodziewać po Asi, że da radę, Kinga została przydzielona do pokoju samej gospodyni, a ja na dwór pod namiot, bo tak chciałem :), do tego Jasiek również nie do końca wiedział czy pojedzie, ale w końcu przyjechał i razem w namiotach mieliśmy zimowy biwak nie jako 🙂
dużo się działo tego dnia przyjazd DBT, ognisko, zabawa na śniegu…
nasze namiotu skąpane w śniegu…
wcześniej jednak przed przyjazdem DBT trzeba było ogarnąć śnieg wokoło domku, bo nasypało go sporo 🙂
na koniec dnia ognisko jak już wcześniej wspominałem, do tego nasza koleżanka żabcia miała swoje urodziny i otrzymała mniej więcej od nas wszystkich taki oto prezencik, a nawet dwa 🙂
a grzyb znalazł się tam nie bez powodu bo to mój pomysł, ale zostawię resztę do siebie :), zapomniałem dodać na początku, że droga do Ujsoł wyglądała mniej więcej tak 🙂
dzień 2
Poranek z namiotu, w środku -3 stopnie na zewnątrz minus 9
Pogoda jest nie do opisania, słonecznie, mroźno, ciepło IDEALNIE, ekipa wybiera się na spacer w mega widokach
ja z Krzychem w między czasie ich śledzimy z góry 🙂
turyści szlakiem zielonym 🙂
turyści sobie poszli no to ja w między czasie na morsowanie w śniegu, a co, ale nie rozpisuje się dużo, jak coś to zapraszam TU, ta druga osoba to moja żonka tak, tak 🙂
człowiek zgłodniał i napić się musi, no to pijemy z widokami, a jemy chleb prosto z blachy jak za dawnego pjyrwej 🙂
dzień 3
to już total nie planowany, ale wystarczyło, że jedna osoba powiedziała, a może tak do jutra no i stało się klin do głowy wbity, ale jest przyjemność i jest robota, no ale temat ogarnięty i zostajemy…
Poranek jak to poranek w tym miejscu, brak słów, do południa leniuchujemy, a potem jedziemy na morsowanie tym razem już w rzece, morsuje sam, ale tak jak wyżej pisałem, więcej TU
potem powrót do domku i tak do wieczora, ale czas dobiegł końca no i trzeba było się zbierać niestety…
Z tego miejsca dzięki całej ekipie za towarzystwo, gospodarzom jak zwykle WIELKIE DZIĘKI
zdjęcia powyższe mojego, Krzycha i Asi autorstwa…